Przed ślubem należy ogarnąć jakieś 100 0000 spraw – nic więc dziwnego, że łatwo zapomnieć o sobie i swoich potrzebach. Dlatego, dla najbardziej zbieganych Panien Młodych zamieszczamy krótki poradnik, co zrobić, żeby pomimo wszystko, w tym wyjątkowym dniu wyglądać i czuć się pięknie.

Zacznijmy od tego, że pielęgnacji wbrew pozorom wymaga nie tylko nasza twarz - nieco uczucia i troski potrzebują również nasze dłonie (nawet, jeśli nie obgryzamy z nerwów paznokci) oraz stopy ( w końcu trzeba będzie przetańczyć całą noc, i to w nowych butach. Auć!)

Na miesiąc przed ślubem, chociaż do godziny „0” jeszcze daleko, dobrze jest zadbać o dłonie. Czeka nas więc wizyta u manicurzystki, która, uzbrojona w cążki, waciki i inne groźne akcesoria, spróbuje ogarnąć to, co prezentują sobą nasze dłonie. Oprócz doprowadzenia paznokci i skórek do porządku, warto również zafundować sobie zbiegi pielęgnacyjne na skórę dłoni – są baaardzo relaksujące, zwłaszcza, że z reguły obejmują masaż dłoni oraz kąpiel w ciepłej parafinie. Tego typu luksus przyda się o każdej porze roku, ale szczególnie zimnych miesiącach, kiedy to skóra na dłoniach może być szorstka i zaczerwieniona wskutek uroczej, acz bezlitosnej aury.

Opuszczając gabinet, należy od razu umówić się na wizytę dzień przed ślubem, kiedy ta sama pani (ważne!!! manicurzystka manicurzystce nierówna, wiec jeśli jedną mamy już przetestowaną, warto się jej trzymać) zrobi nam ślubny manicure. Jeśli nie chcemy lub nie możemy zostawiać manicure na ostatnią chwilę, można zdecydować się na manicure żelowy lub hybrydowy. Jest to na tyle trwała, a wręcz pancerna wersja, że śmiało można wykonać taki zabieg kilka dni przed imprezą.

Jeżeli chodzi o wykonanie pedicure, wystarczy zdecydować się na jeden zabieg pielęgnacyjny, który usunie zrogowaciały naskórek i przywróci komfort naszym zabieganym stopom. Warto umówić się na niego na 2-3 tygodnie przed ślubem. W przypadku, gdy nasza suknia jest do ziemi, a buty mają zakryte „noski”, można sobie darować malowanie paznokci – chyba, że naprawdę mamy na to czas i ochotę.

Skoro dłonie i stopy mamy „odfajkowane”, pora na oczywistą oczywistość, czyli pielęgnację twarzy. Tutaj wszystko zależy od stanu naszej skóry i indywidualnych preferencji. Jeśli regularnie odwiedzamy kosmetyczkę, nasza skóra jest prawdopodobnie w jakiś sposób „zaopiekowana” – w takim przypadku, wystarczy umówić się na standardowy zabieg oczyszczający mniej więcej miesiąc przed ślubem. Jeśli chcemy wyglądać wyjątkowo promiennie i świeżo, można zafundować sobie peeling kwasami, pamiętając jednak, że przez kilka dni po zabiegu skóra może się nam brzydko łuszczyć oraz że będzie bardzo delikatna – odpadają więc wszelkie opalania, solaria i tym podobne.

Jeżeli natomiast kosmetyczkę odwiedzamy od wielkiego dzwonu, to... właśnie nadchodzi wielki dzwon i pierwsza wizyta powinna odbyć się wcześniej – np. półtora miesiąca przed ślubem, jest bowiem bardzo prawdopodobne, że jeden raz nie wystarczy. Jeżeli nasza twarz będzie wymagała gruntownego remontu i renowacji, najlepiej przeprowadzić serię zabiegów (minimum dwa), w odstępach ok. dwutygodniowych.

W każdym zaś przypadku, na 2 dni przed ślubem należy umówić się na zabieg nawilżająco – relaksujący (zwłaszcza relaksujący!), a także na wykonanie delikatnej henny brwi i rzęs. Nie warto przy tym eksperymentować z nowymi zabiegami i kosmetykami, ponieważ jeśli się okaże, że cokolwiek nas uczuli – będziemy mieć problem, a chociaż przysłowie głosi, że „do wesela się zagoi”, nasza skóra może nie zdążyć wydobrzeć.